Opinie o programie
Artyści klowni z Czerwonych Nosków zmieniają oblicze szpitali i sprawiają, że ich przestrzeń staje się bardziej przyjazna dla dzieci. Obecność Czerwonych Nosków docenia także personel medyczny szpitali oraz rodzice, którzy martwiąc się o przebieg operacji, czy trudnego badania u swojego dziecka, nierzadko przeżywają największy stres.
Personel Centrum Zdrowia Dziecka o programie
Lek. med. Przemysław Łaniewski-Wołłk – Kierownik Bloku Operacyjnego
Wsparcie Czerwonych Nosków w takich miejscach jest bardzo potrzebne. Artyści-klowni są świetnie przygotowani, mają dobre podejście do dzieci, dlatego tak skutecznie potrafią odwrócić uwagę małych pacjentów od rzeczy stresujących i rozluźnić całe napięcie przed operacją.
mgr Joanna Warnicka – pielęgniarka oddziałowa
Dzięki temu, że Czerwone Noski towarzyszą nam podczas drogi na salę operacyjną, dzieci przed zabiegiem są pogodne i mniej zestresowane. Wcześniej nie byliśmy świadomi, że ten ogromny stres, jaki towarzyszy każdemu przed operacją, można w jakiś sposób zmniejszyć. Teraz widzimy dużą różnicę w zachowaniu dzieci, które dzięki Czerwonym Noskom stają się pogodne, uśmiechnięte i po prostu przestają się bać. Bardzo pomaga to także nam – personelowi szpitala, a dodatkowo widzimy, że chcemy uczyć się tego pozytywnego podejścia i wprowadzać je do naszej codziennej pracy.
mgr Ilona Bartnik – pielęgniarka anestezjologiczna
Stres przed każdym zabiegiem jest ogromny i udziela się wszystkim – nie tylko pacjentom, ale także personelowi. Widzimy, że towarzystwo Czerwonych Nosków na sali operacyjnej przynosi dużą ulgę dzieciom, które stają się spokojniejsze. Marzymy o tym, żeby takie pozytywne, wesołe wsparcie mieć w swojej pracy na co dzień.
Klowni "Pogotowia Uśmiechu” o programie
Joanna Zawłocka (Walentyna Apsik) z zespołu Fundacji w Warszawie
Niezwykle wzruszają mnie momenty, kiedy dzieci, jadąc na operację śpiewają i się śmieją. Jakby na chwilę zapominały, że ich mama została za „czerwoną linią” i jadą z, mimo wszystko, obcymi ludźmi w nieznane, na operację. Dzieci skupiają się wtedy na tym, że dookoła swojego łóżka mają uśmiechniętych, rozśpiewanych lekarzy i klownów, którzy razem robią wszystko, aby te chwile nie były dla nich takie straszne.
Radosław Chabowski (dr Pomidor) z zespołu Fundacji w Warszawie
Zaobserwowałem, że swoimi działaniami pomagamy nie tylko samym pacjentom, ale również ich rodzicom, którzy w niektórych przypadkach przeżywają największy stres. Mam wrażenie, że oni czasami widząc nas, uświadamiają sobie, że jest całe grono ludzi, którym również zależy na dobru ich dziecka. Jednocześnie zmieniamy sposób myślenia małych pacjentów o szpitalu i lekarzach, bo odbieramy od nich ten lęk i negatywne wyobrażenie, sprawiając, że to miejsce nie jest już dla nich takie straszne, a sam personel to fajni, uśmiechnięci ludzie z poczuciem humoru, którzy chcą dla nich wszystkiego, co najlepsze.
Mateusz Marek (dr Chaos) z zespołu Fundacji w Krakowie
Samo oczekiwanie na badanie rezonansem magnetycznym wywołuje stres, ponieważ poczekalnia w szpitalu, nawet jeśli jest zadbana i przystosowana, nadal jest idealnym inkubatorem dla nerwów i trudnych myśli. Nie uśmierzymy każdego bólu ani nie poskromimy każdego lęku, ale na własne oczy widziałem przypadki, kiedy dzieci zasypiały z uśmiechem i budziły się z nim.
Łukasz Jędrzejczak (dr Hieronim O-tak-O) z zespołu Fundacji we Wrocławiu
Od roku pracuję w pogotowiu, w dość niezwykłym pogotowiu, bo niosącym uśmiech małym pacjentom podczas stresujących dla nich i ich rodziców badań rezonansem. Bardzo lubię ten czas budowania zaufania i przemiany, jaka zachodzi w relacjach pomiędzy nami, kiedy na początku jeszcze się nie znamy, a na końcu, po tym wspólnym doświadczeniu, nie jestem już dla nich obcy, a w pewnym stopniu czuję się nawet, jak członek ich rodziny.
Anna Wojtkowiak-Williams (dr Klara Wacik) – Dyrektorka Artystyczna Fundacji z zespołu we Wrocławiu
Kiedy obserwuję pracę naszych artystów na bloku operacyjnym lub w pracowni rezonansu magnetycznego i widzę, jaki efekt mają ich działania, wzruszam się i aż sama nie mogę w to uwierzyć. W Krakowie widziałam sytuację, w której 9-latek w towarzystwie dr Laurki Recepturki i swojego taty przeszedł badanie rezonansem magnetycznym wytrzymując 25 minut w bezruchu, bez konieczności usypiania anestezjologicznego. W takich sytuacjach, bez wątpienia poprzez śmiech rozładowuje się napięcie dzieci i rodziców – ich twarze robią się pogodniejsze, a oddech spokojniejszy, mimo że łzy na ich policzkach są wciąż jeszcze świeże. Po chwili nagle wszyscy wydają się mieć więcej siły, odwagi i optymizmu.